Jeśli masz szufladę pełną zaczętych i niedokończonych projektów – witaj w klubie. Rozumiem tę sytuację doskonale, od lat samotnie, cichaczem, zapycham katalog `~/projects` na każdym komputerze, którego używam. Dopiero niedawno udało mi się znaleźć sposób na wydłużenie życia tym projektom, ale wszystko po kolei.

Zwykle wygląda to u mnie tak: zapał wystarcza na realizację 20% pomysłu, może trochę więcej. Po tej początkowej fazie praca zaczyna przynosić mniej widocznych efektów, entuzjazm się wyczerpuje i projekt “trafia do szuflady”. Tracę zainteresowanie i już do niego nie wracam.

Znalazłem jednak sposób, aby zwiększyć szansę na pomyślną realizację pomysłów. Z mojego doświadczenia wynika, że krytyczna jest chwila, gdy zaczyna brakować entuzjazmu i pojawia się faza żmudnej pracy.

Moim rozwiązaniem jest zapewnienie sobie regularnych dawek entuzjazmu do pracy. Można to osiągnąć na różne sposoby, ale dzisiaj skupię się na jednym – włączanie do swoich inicjatyw innych ludzi i stworzeniu grupy, która wewnętrznie się motywuje.

Zawodowo przez prawie rok pracowałem w pojedynkę lub w sytuacjach szczątkowej pracy zespołowej, dlatego właśnie tę metodę zdecydowałem się wypróbować jako pierwszą i osiągnąłem dzięki niej wymierny efekt.

Jak, będąc w dołku, znalazłem motywację

Pewnego dnia zorientowałem się, że nie mam chęci na kontynuowanie swojego hobbystycznego projektu. Jeszcze dzień wcześniej byłem na 100% pewny swego, a ambitnie zaplanowany rozwój aplikacji wydawał się czystą formalnością. Kolejnego dnia – zero ochoty, entuzjazmu, motywacji, nic.

Ze zgrozą zdałem sobie sprawę, że byłem już w tej sytuacji wcześniej. I to nie raz.

Mając dobre wspomnienia hackathonów i zespołów projektowych, wymyśliłem że łatwiej zmobilizować się do pracy, kiedy otaczają Cię zmotywowani i pracujący ludzie. Z tej myśli wykiełkował pomysł weekendowych spotkań. Idea była prosta: w tym samym miejscu i czasie zbierają się ludzie, którzy mają coś do zrobienia (niekoniecznie TO SAMO, ale COŚ).

Na początku podzieliłem się tym pomysłem z trójką znajomych. Wiedziałem, że każdy z nich aktywnie nad czymś pracuje w wolnym czasie. Umówiliśmy się więc na sobotnie spotkanie, z pizzą w połowie dnia.

Pierwsze spotkanie

Po 8 godzinach każdy z nas wyszedł pozytywnie zmotywowany, bo osiągnął istotne postępy w swoim projekcie.

Pozytywnie zaskoczeni, szybko rozszerzyliśmy inicjatywę, włączając w nią bliskich znajomych. Po paru spotkaniach zdecydowaliśmy się na całkowite upublicznienie naszych spotkań. Zrobiliśmy to, bo wszyscy czuliśmy wartość tej inicjatywy. Jednym z mierników było to, że uczestnicy wracali na spotkania. Było to pozytywne miejsce, w którym łatwiej zmotywować się do pracy nad swoim projektem i w razie problemów zapytać o pomoc lub szukać rad.

W ten sposób, po roku względnie regularnych spotkań (średnio raz w miesiącu) mamy następujące statystyki:

  • trzynaście publicznych spotkań
  • silna grupa około 6 osób, która dopytuje o spotkania i pojawia się regularnie
  • zainteresowaliśmy inicjatywą 2 osoby zupełnie spoza naszej podstawowej grupy znajomych
  • na spotkaniach zrealizowano wspólnie 2 projekty (takie, które żyły “od zera do realizacji” całkowicie wewnątrz grupy i pracowali nad nimi uczestnicy)
  • napisano większość jednej pracy inżynierskiej oraz projekt aplikacji mobilnej na zaliczenie przedmiotu na studiach
  • uczestnicy aktywnie wychodzą z nowymi inicjatywami i szukają wzajemnej pomocy

Początkowe spotkanie 3 osób przerodziło się w coś znacznie większego. Kiedy ja nie mam motywacji i chęci na zorganizowanie spotkania, bardzo często ktoś inny pyta “kiedy następne?”, co eliminuje wszelkie wymówki.

Każde pytanie ze strony osób trzecich o wydarzenia, które organizujemy to dodatkowy kop motywacyjny. Kiedy tłumaczę komuś co robimy, to nie chcę myśleć w czasie przeszłym. Zawsze mówię, że “organizujemy spotkania”, więc nawet w mojej głowie pojawia się pewność, że niedługo będzie następne.

Ostatnio, kameralnie, w kawiarni

Regularne dawki energii

Głównym problemem, jaki miałem, był brak energii i wynikający z tego brak motywacji. W moim wypadku jednym z najlepszych sposobów na stałe zastrzyki produktywności jest obracanie się w towarzystwie energicznych, zmotywowanych ludzi. Na początku było to trzech znajomych, którzy aktywnie pracowali nad swoimi hobbystycznymi projektami.

Dzięki rozwojowi naszych spotkań, mam okazję do regularnych spotkań z rosnącą grupą zmotywowanych ludzi. Kiedy brakuje mi weny, korzystam z ich zapału – zarażam się nim. Jeśli komuś kończy się energia, ja mogę pomóc w mobilizacji. Wzajemnie się napędzamy i wspieramy w działaniu.

Polecany następny krok

Kiedy wpadniesz na pomysł wart realizacji, pochwal się nim wybranemu znajomemu. Zwiększy to odczuwaną przez Ciebie odpowiedzialność za projekt. Zdrowa dawka presji na pewno nie przeszkodzi w pracy.

Poproś kogoś, by zapytał za jakiś czas jak Ci idzie. Stworzy to namacalny kamień milowy i zaznaczy punkt w czasie, do którego trzeba osiągnąć progres. Takie sprawdzenie statusu projektu można przeprowadzić na własną rękę, ale pokazanie komuś z zewnątrz, że rzeczywiście osiągamy efekty, daje większego motywacyjnego “kopa”. O wiele trudniej tłumaczyć się z braku progresu drugiej osobie niż sobie samemu.

Dodatkowo polecam wydzielenie sobie czasu na pracę w otoczeniu skupionych, pracujących ludzi. Jeśli nie chcesz organizować własnych tego typu sesji, dobrym miejscem startu są biblioteki i, modne ostatnio, ‘coworking space’. Te przestrzenie bardzo często są zaprojektowane by ułatwić skupienie i roją się od zmotywowanych ludzi.